sobota, 18 marca 2017

Rozdział III [Pakt]

Ginny jęknęła cicho. To było jak rozłożenie nóg przed nieznajomym, tylko bardziej intymne i bolesne. Zabini wdzierał się w bariery jej prywatności, w głąb jej myśli i uczuć. Jako auror nauczyła sobie z tym radzić, nigdy jednak nie sprawiało jej to przyjemności. Faktycznie, szukanie nie zajęło Blaise’owi wiele czasu. Odnalazł wspomnienie z wczorajszego wieczora.
Znów stali w kamiennej komnacie z wazą pośrodku. Naczynie pękło, w obłokach zieleni wypełzła wężowata istota. Zasyczała niezrozumiałe dla nich słowa i przyciągnęła ich mackami. Oczami Ginny widać było, jak Zabini zostaje pocałowany przez monstrum, a potem pada na ziemię. Teraz kolej na dziewczynę. Wężowe wargi, rozchylone w triumfie ślepia i przekleństwo… Ginny z zeszłej nocy, Ginny w różowej sukni, zakrztusiła się, a w jej ustach zniknął ogon małego węża. Potem ona również straciła przytomność. Ostatnim przebłyskiem jej pamięci był obraz pełzającego, uciekającego stwora.
Lecieli teraz przez ciemność. Mroczny, zimny tunel. Po bokach zaczęły migać obrazy, refleksy światła, jak świetliki w nocy. Ginny poczuła dziwne otępienie. Nie próbowała walczyć, kiedy pognali w stronę błysków. 
Mała, piegowata dziewczynka biegła przez słoneczną łąkę. Chłopcy o rudych czuprynach szczerzyli zęby, gdy mama nie patrzyła. Tiara Przydziału wykrzykująca triumfalnie nazwę Domu Lwa. Samotny lot nad zasnutym poranną mgłą boiskiem do quidditcha. Zgrzany po meczu Harry łapiący ją z otwartymi ramionami, pocałunek zwycięstwa.
Sceny zblakły. Zabini się wycofał. Po chwili znów znajdowali się w jego rezydencji, trzymając się za ręce. Ginny z oburzeniem cofnęła swoją.
— Po co tam zaglądałeś?!
— To nie moja wina. — Patrzył na nią uważnie, bez skruchy. — Sama chciałaś mi to pokazać.
— Słucham?! To moje prywatne wspomnienia, dlaczego miałabym je pokazywać takiemu obślizgłemu gadowi jak ty?!
— Zabawne porównanie. — Zabini zacisnął pięść, by ukryć, że drży mu ręka. — Mniemam, że widziałaś też wcześniejsze wspomnienia. To wężowe monstrum i…
  Ginny wróciła na ziemię. Znów przeszył ją dreszcz. A zatem to prawda. Rzeczywiście obudzili potwora, a on wepchnął im w usta… Zagnieździł w nich…
Dziewczyna przytknęła dłoń do warg, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Zabini też wyglądał blado.
— To coś, czymkolwiek było, uciekło — wyszeptała drżąco. Mężczyzna skinął znużony głową.
— Myślę, że tak. Rano kazałem skrzatom przeszukać cały dom. Ani śladu.
Mimo tego Ginny nie czuła się ani trochę bezpieczniej.
— Jeśli to ucieknie w świat…
— Co mnie obchodzi zasrany świat?! Zresztą takie stworzenia na pewno potrafią się kamuflować. Wolałbym się skupić na naszym problemie. — Spojrzał na dziewczynę znacząco. — Sprawdź jeszcze mnie.
Prychnęła histerycznie.
— Myślisz, że to tylko moje przewidzenia?
Nie czekała jednak na jego odpowiedź. Chwyciła Zabiniego za rękę, która była teraz zimna i wilgotna od potu, po czym wypowiedziała odpowiednie zaklęcie. Tym razem to ona miała nad nim moc. Wdarła się w gąszcz myśli i wspomnień Blaise’a Zabiniego, a następnie gładko otworzyła odpowiednie drzwi.
Niestety, jego wspomnienie nie różniło się wiele od niej. Teraz miała okazję widzieć swoją postać w objęciach węża i jego grozę oczami mężczyzny, ale ponieważ Zabini stracił przytomność wcześniejscena urywała się szybciej. Nic nadzwyczajnego. Żadnej wskazówki. 
Ginny postanowiła wykorzystać chwilę i odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Wiedziała, że postępuje podle i zupełnie niepotrzebnie w tej sytuacji, ale panika i rozgoryczenie uciszyły jej sumienie. Prędko pomknęła do następnych drzwi. Zabini próbował je zaryglować, ale zareagował o sekundę za późno.
Wspomnienie było ciemne, jakby przeżarte cieniem. Widziała małego, czarnoskórego chłopca o szmaragdowych oczach, kulącego się w kącie. Ku niemu wyciągała się damska dłoń o błyszczących pierścieniach. Więcej jednak Ginny nie zdążyła zobaczyć, bo Zabini stanowczo wypchnął ją ze swojego umysłu.
 — Dość! — warknął rozjuszony. Dziewczyna próbowała się odsunąć, ale Blaise trzymał jej nadgarstek w silnym uścisku. — Co ty sobie wyobrażasz, Weasley? Nie masz prawa tam szperać!
— A ty miałeś?
— To coś innego! — Mężczyzna wstał i niespodziewanie wycelował w nią różdżką. Ramiona mu drgały. Ginny znów odnalazła w jego twarzy cień furii i szaleństwa, jaki widziała wczoraj przed rozbiciem wazy. Wykrzywiał jego oblicze niczym upiorna, egzotyczna maska demona z Afryki. — Wiesz, powinienem cię zabić. To wszystko przez ciebie. Zjawiłaś się w moim domu nieproszona i sprowadziłaś na nas to całe gówno! To twoje zaklęcie rozbiło wazę!
Ginny też stała już z różdżką w ręku, ale nie miała ochoty ani sił na ponowną walkę. Coś w tonie Zabiniego ją przerażało.
— Miałam rację co do wazy! Gdybyś ze mną nie walczył…
— Co chciałaś osiągnąć, pani auror? — zapytał tonem przesiąkniętym fałszywą słodyczą. — Pokazać światu, że jesteś czymś więcej niż tylko dziewczyną Pottera? Udowodnić, że sobie radzisz, kosztem innych? Nie... jesteś... zbawczynią!
Jego krzyk potoczył się echem po całej jadalni. Ginny machnęła różdżką, ale słowa mężczyzny cięły ją jak sztylety. Zareagowała zbyt późno. Jego zaklęcie trafiło ją prosto w pierś. 

*

Drugi raz tego samego dnia Ginny obudziła się w łóżku w rezydencji Zabiniego. Było już popołudnie. Poznała to po ostrym, krwistoczerwonym blasku słońca wpadającym przez okno. O dziwo, tym razem Blaise siedział na krześle obok.
— Przepraszam, Weasley — odezwał się, gdy tylko zobaczył, że otworzyła oczy. — Straciłem panowanie. Nie chciałem… cię skrzywdzić.   
Ginny uniosła się lekko na poduszkach. Głowa bolała ją mniej niż wcześniej, ale za to czuła siniaki na plecach po upadku. Powinna teraz uświadomić Zabiniemu, że ogłuszanie jej jest karygodne, ale dziwnym trafem opuściła ją siła na kłótnie.
— Nie możemy ciągle rzucać w siebie zaklęciami — mruknęła tonem rezygnacji. — Obydwoje… mamy to coś w sobie. Jesteśmy przeklęci, albo co gorsza, pełnimy rolę żywicieli. Musimy wymyślić, jak się tego pozbyć.
Zabini skinął głową.
— Herbaty? Grzanki?
— Co?
Zobaczyła, że na stoliku obok leży taca z parującą filiżanką herbaty oraz grzankami z masłem. Zabini uśmiechnął się złośliwie na jej zdezorientowanie.
— To jeszcze nie oświadczyny, ale pomyślałem, że takie śniadanie do łóżka ci się przyda. Wyglądasz bardzo blado.
Dziewczyna powoli sięgnęła po jedzenie. Pomimo nudności była bardzo głodna, a gardło wyschło jej na wióry. Nie spodziewała się po Zabinim takiej uprzejmości. Jeszcze rano odnosiła wrażenie, że najchętniej zdeptałby ją jak mrówkę.  
— Dziękuję — odpowiedziała cicho, przełykając pierwszy kęs. Czekała na jakąś reakcję ze strony żołądka, ale wyglądało na to, że mały stwór w środku również był głodny. Ginny zadrżała lekko.  
— Przede wszystkim trzeba ustalić, co powiesz swoim kolegom aurorom — wrócił do sprawy Zabini. — Założę się, że wczoraj wysłałaś im jakiś raport.
— Tak. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam nic o wazie.
Wczorajsze przyjęcie wydawało się tak odległe… Ginny ze wstydem uświadomiła sobie, że dziś zupełnie zapomniała o obowiązkach aurora.
Zabini potarł kciukiem brodę. Wydawał się nieco zaniepokojony.
— Po prawdzie, jestem zdumiony, że jeszcze nikt nie puka do moich drzwi, szukając ciała — wyznał.
— Raport wysłałam koło jedenastej w nocy — przypomniała sobie Ginny. — Ile czasu minęło?
— Trochę ponad szesnaście godzin.
— Zatem w takiej sprawie na mój brak odzewu zareagują po upływie doby. Szczęśliwie się składa, że to były tylko podejrzenia, a nie nakaz zatrzymania. Inaczej faktycznie miałbyś ich na karku.
Zabini prychnął z udawanej ulgi. Potem popatrzył na dziewczynę uważnie lśniącymi oczami.
— Teraz musisz zadecydować, czy powiesz im prawdę, czy oznajmisz, że teren czysty.
— Pozwalasz mi tak po prostu wyjawić prawdę? — zdziwiła się, pałaszując drugą grzankę. W kącikach ust osiadły się jej okruszki. 
— To twój wybór. Pamiętaj jednak, że konsekwencje mogą być dla nas nieprzyjemne.
Ginny zastanowiła się nad możliwą procedurą w takiej sprawie.
— No cóż, na pewno zabiorą nas na oddział ścisłej obserwacji.
— Ale czy uda im się to z nas wyciągnąć? Czy może zabiją nas lub uśpią? — Głos mężczyzny brzmiał ostro i przygnębiająco. — O tym stworzeniu nie wspominają żadne podręczniki. Może zatrzymają nas w celach obserwacji… ale tak naprawdę będzie im chodzić o istoty w środku. Będziemy mięsem eksperymentalnym.
— Myślisz, że nasz rząd się na to zgodzi? — Pieczywo w ustach dziewczyny nagle straciło smak. — Właśnie weszliśmy w XXI wiek, pokonaliśmy wielkiego czarnoksiężnika, wszystko się zmienia…
— Niektóre sprawy pozostają niezmienne. Sama powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
Na początku Ginny nie skojarzyła, o czym mówi. Ale zaraz zrozumiała. Zabiniemu chodziło o szum, jaki wywołało w społeczności czarodziejów jej opętanie przez dziennik. Dziennikarze chcieli poznać jej punkt widzenia, a uzdrowiciele zrobić dużo testów. Ostatecznie rodzice nie wydali na to zgody. W przeciwnym razie Ginny stałaby się małą maskotką naukową. 
Czy teraz byłoby inaczej?
Ginny przyłożyła rękę do skroni. Mimowolnie pomyślała o Harry’m. Gdyby był tutaj przy niej, na pewno by coś wymyślił. Wychodził już z gorszych opresji. I nie pozwoliłby jej skrzywdzić…
Głupia dziewczynka. Ciągle czeka na swojego bohatera — szepnął jej złośliwy głosik w głowie. Zabini miał rację. Cały czas chciała coś zademonstrować. Pokazać, że może być kimś bez Wybrańca.
Wzięła różdżkę, która leżała obok tacy. Blaise spojrzał na nią nieufanie, ale Ginny wyczarowała tylko swojego patronusa. Z różdżki wystrzelił koń o mglistej, spienionej grzywie.  
— Tutaj Ginewra Weasley. — Postarała się, by jej głos zabrzmiał mocno i pewnie. — Przepraszam za późny raport. Wystąpiły komplikacje natury… prywatnej. Dom Zabiniego przeszukany. To, co wcześniej wzięłam za trop, okazało się zwykłą pamiątką rodzinną, zupełnie niegroźną. Niebawem złożę pisemny raport. Tymczasem potrzebuję urlopu zdrowotnego na jakiś tydzień. Z wyrazami szacunku.
Koń przegalopował przez sypialnię i zniknął za oknem.
— Słuszna decyzja — pochwalił Zabini. Wyglądało, jakby mu ulżyło. W tym samym momencie związali pakt. Ginny dopiła swoją herbatę, po czym odstawiła ją z hukiem na stolik.
— Dobra, to skąd twoja mama miała tę wazę?
— Nie wiem. — Mężczyzna niespodziewanie spuścił wzrok. — Przyniosła ją do domu już wiele lat temu. Jeśli mam być szczery, zawsze intrygowała ją czarna magia. Nie lubiła czarować lub zagłębiać się w skomplikowane tajniki, ale za to chętnie przeglądała różne księgi o klątwach i upiorach, oglądała tajemnicze artefakty albo złowieszcze talizmany. Pociągała ją ukryta w tym potęga.
— Twoja mama miała wielu mężów, prawda?
Rzucił jej zezłoszczone spojrzenie.
— Dlaczego o to pytasz?
— Wybacz, próbuję tylko dowiedzieć się czegoś o kobiecie, która to przyniosła! — odwarknęła Ginny, po czym uśmiechnęła się blado. — To w końcu jakaś poszlaka. Zawsze najlepiej jest zacząć od genezy.
   Zabini milczał przez parę chwil. Kiedy Ginny myślała już, że stracił kontakt z rzeczywistością i zamierzała go zmusić do jakiejś reakcji, odezwał się innym głosem:
— Tak, miała siedmiu mężów. Niektórych szczerze kochała, innych poślubiała tylko dla bogactwa i sławy. Zawsze jednak po jakimś czasie ją nudzili. Wtedy ich zabijała.
Ginny potrząsnęła głową.
— Żartujesz sobie?
— Czy wyglądam, jakbym żartował? — Zmierzył ją ostrym spojrzeniem. Wyznanie prawdy musiało go sporo kosztować, zwłaszcza że była aurorem. Być może jednak stwierdził, że obecna sytuacja zmusi ich do zawarcia paktu milczenia. — To wyglądało jak wypadki. Nieostrożne użycie proszku Fiuu, pomylenie fiolek z eliksirem, ość w gardle. Nigdy jej niczego nie zarzucili, a nawet jeśli, pieniądze potrafią uciszyć nawet aurorów.
Ginny słuchała tego z osłupieniem. Nie spodziewała się, że rodzina arystokratów ma krew na rękach. Chociaż… pewnie wielu z nich w towarzystwie świeci przykładem, a chowa trupa w szafie. Dlatego nimi gardziła.
— I mówisz o tym tak spokojnie?
— A co, miałem być wyrodnym synem? Donieść na matkę? Odwiedzać ją potem w Azkabanie? Patrzeć, jak w ciemności więzienia jej uroda przemija?
Wspomnienie. Zabini tak się oburzył, bo wspomnienie dotyczyło jego matki, która odeszła.
— Jak zginęła? — spytała Ginny cicho. Wolała nie pytać o ojca mężczyzny. Czy był jednym z tych siedmiu, który stracili życie z ręki własnej żony?
— Samobójstwo. — Zabini zaciskał mocno szczęki, hamując gwałtowniejsze uczucia. Jego głos brzmiał głucho. — Brała wtedy kąpiel, nikogo nie było w domu. Rzuciła na siebie zaklęcie, a potem zanurzyła się ostatni raz.
— Przykro mi.
— Jak widzisz, nie tylko ty straciłaś kogoś bliskiego.
Dziewczyna niespodziewanie wyciągnęła rękę i pogłaskała go delikatnie po ramieniu.
— Co robisz, Weasley?
Cofnęła dłoń. Poczuła się niewymownie głupio. Jeszcze rano nazwała go gadem, a teraz chciała go pocieszać?
— Nie wiem. Zapomnij.
— W każdym razie nie sądzę, żeby matka otwierała wazę — podjął Blaise nieco zbyt nienaturalnym głosem. — To miał być tylko ładny artefakt podkreślający godło naszego domu. Kazała go nie dotykać.
Ginny starała się ruszyć głową. W przeszłości lubiła rozwiązywać zagadki, choć to Harry, Ron i Hermiona byli mistrzami w ich rozwikływaniu. 
— Wspomniałeś, że zbierała też czarnomagiczne księgi. Może w jednej z nich będzie coś o…
— To nie takie proste — westchnął ponuro mężczyzna. — Już o tym myślałem. Większość swoich zbiorów zabezpieczyła zaklęciem.
— Niech to szlag! — Ginny usiadła na krawędzi łóżka. Potem obrzuciła towarzysza nieugiętym spojrzeniem. — Sądzisz, że mógłbyś je złamać?
W jego ciemnej twarzy poruszył się jeden mięsień.
— Mogę spróbować. Chyba nie mam innego wyboru.
— Pomogę ci.  
Tym razem uśmiechnął się wręcz zimno. 
— Nie najgorzej rzucasz zaklęcia, ale z tym chyba lepiej poradzę sobie sam. Bez urazy.
— To co mam robić? — Potrząsnęła gniewnie głową.
— Wróć do domu. Umyj się, przebierz. Spróbuj poszukać czegoś na własną rękę. Umówmy się, że dam ci znać, jak tylko złamię urok.
Ginny przystała na tę propozycję. Z chęcią wróciłaby do siebie i wzięła prysznic. Zabini poprowadził ją do marmurowego kominka w sąsiednim pokoju. Dziewczyna wzięła do ręki garść proszku Fiuu, ale gdy weszła do wnętrza kominka, spojrzała na mężczyznę uważnie.  
— Blaise… jak myślisz, ile mamy czasu?
Wiedział, o co pytała. Ile czasu, zanim węże zagnieżdżone w ich żołądkach urosną i rozerwą ich ciała, by przyjść na świat?
Uśmiechnął się krzywo.  
— Założę się, że będziemy to czuli.
— Też tak myślę.
I Ginny zniknęła w szmaragdowych płomieniach.

*

 Patronus zwrotny od Roberta Jonesa, szefa Biura Aurorów, przybył niedługo po powrocie Ginny do domu. Mglisty słoń oznajmił, że przyjmuje raport, przydziela dziewczynie tydzień wolnego, a następnie oczekuje pisemnej pracy i dokumentacji zdrowotnej. Ginny uznała, że będzie się tym martwić później. Aby otrzymać dowód choroby, musiałaby się udać do Świętego Munga, a w tym stanie to trochę ryzykowne.
Mieszkała w niewielkiej kamienicy za ruchliwym Londynem. Na nic więcej nie miała pieniędzy, ale nie żałowała swojego wyboru. Dom był przytulny, nawet jeśli ciasny i nieco zaniedbany(od dziecka była bałaganiarą). Po ciężkim dniu chętnie tutaj wracała. 
Teraz umyła się dokładnie, szorując skórę do czerwoności. Spoglądała na swój brzuch, ale nie widziała żadnego zaokrąglenia sugerującego, że w środku coś siedzi. A jednak wrażenie nudności utrzymywało się cały czas. Ginny mogłaby spróbować jakiegoś zaklęcia, ale bała się, że tylko rozdrażni stworzenia i zmusi je do samoobrony. Póki co była niczym dziecko błądzące we mgle. 
Jakby już wcześniej nie była laleczką na sznurkach.
Po kąpieli usiadła w szlafroku w swoim małym saloniku i podkuliła nogi pod brodę. Zastanawiała się, jak może pomóc Zabiniemu. W domu nie miała żadnych przydatnych książek, rzadko też odwiedzała bibliotekę. Zawsze, gdy czegoś nie wiedziała, zwracała się o pomoc do Hermiony, ale teraz nie było jej w Anglii. Po wojnie wzięła szybki ślub z Ronem i wspólnie wyjechali do Francji, uciekając przed bólem i wstydem. Pisali co jakiś czas listy, ale Ginny miała wrażenie, że prawie zupełnie zniknęli z jej życia. Tak oto Złote Trio się rozpadło. Kiedyś pragnęła być jednym z nich. Cieszyła się, gdy angażowali ją w swoje plany i tajemnice. Teraz dochodziła do wniosku, że lepiej by było, jakby od zawsze trzymała się od nich z daleka.
Włączyła jeszcze telewizor, by sprawdzić wiadomości. Skakała po kanałach czarodziejskich stacji, ale żadna z nich nie nadawała o wielkiej, wężopodobnej istocie spacerującej po ulicach Londynu. Ciekawe dokąd poszłaś, potworo? — zastanawiała się Ginny. I czy znalezienie cię jakkolwiek by nam pomogło?


*


Strasznie przepraszam za taki poślizg, post miał się pojawić już dawno, ale ciągle coś mnie odciągało od publikacji. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie ogólny zarys wydarzeń :P 
Sam rozdział trochę przegadany, ale liczę, że znośny.
Pozdrawiam!  

10 komentarzy:

  1. Naprawdę pierwsza? Ciężko w to uwierzyć. szczególnie, że rozdział fascynujacy. Rzadko ma się okazje czytać takie naprawdę ciekawe teksty.
    Uwielbiam Twoją Ginny i Zabiniego.
    Widać, ze mimo konfiktu czeka ich nie łatwa przeprawa, ale powoli docierają do siebie.
    Podobają mi się te relacje. Tylko zaostrzasz apetyt na więcej.
    Szkoda tylko że tak rzadko pojawiają się rozdziały.
    Ogółem podoba mi się ta koncepcja i co jeszcze pokażesz. Trafiłaś w mój gust!
    pozdrawiam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! :*
      No niestety czasami ciężko mi się zmobilizować, żeby tutaj coś dodać, ale postaram się poprawić ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. I w końcu jest! :) Wyczekiwałam z niecierpliwością.
    No, robi się coraz ciekawiej. Zszokowało mnie wyznanie Zabiniego, że jego matka na serio zabijała swoich mężów. Co prawda podejrzewałam, ale co innego to usłyszeć od niego. Ogólnie jestem strasznie ciekawa co dalej i kiedy pojawią się jakieś pierwsze sygnały o niechcianych lokatorach w ich ciałach.
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D
      Cieszę się, że udało mi się Cię zszokować, a to jeszcze nie koniec sekretów matki Zabiniego.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. To jak piszesz jest czymś niesamowitym. Uwielbiam sposób, w jaki przedstawiasz wydarzenia i myśli bohaterów, mam wrażenie że przychodzi ci to z łatwością, dzięki czemu czytanie idzie mi przyjemniej. Dodatkowo masz bardzo bogate słownictwo, czym jeszcze bardziej zachęcasz mnie do czytania ;)
    Co prawda postawiłabym troszkę więcej przecinków w niektórych miejscach, ale to moja mania, dlatego mogę się mylić ;p
    Pisz dalej, niech wena i pomysły cię nie opuszczają, bo są naprawdę świetne! Nie mogę się doczekać aż dowiem się, co z nieciekawą sytuacją Blaise'a i Ginny. Mam nadzieję, że jednak ich nie rozerwie od środka xd
    Pozdrawiam serdecznie,
    Cave x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, Twój komentarz naprawdę daje motywację! :) Ponieważ to opowiadanie jest odskocznią, faktycznie pisanie przychodzi mi z lekkością ;)
      Co do przecinków to trudno mi powiedzieć, ale możliwe, że czasami coś pomieszam.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Posiadanie węza w swoim ciele brzmi bardzo niefajnie. I wydaje się niełatwe do zwalczenia. Dlatego tez juz im współczuję. Choc z drugiej strony to bedzie powód, aby sie dobrze poznać ;p tak sądzę. ponadto opowiesc Zabiniego na temat matki, choc wlasciwie bardzo lakoniczna, wywarla mocneo przerazajace wrazenie... Biedny chlopak. Ciekawe, kto go pozniej wychowywal?
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za komentarz :)
      Masz rację, znaleźli się w trudnej sytuacji, ale to z pewnością ich do siebie zbliży, może nawet za bardzo.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Witam!
    Kurde. Dlaczego ja wcześniej nie czytałam tego opowiadania? Przecież ono jest cholernie dobre.
    Jedno, co mnie z deczka dezorientuje, to to, że Ginny w jednej chwili jest wściekła, w drugiej wspolczujaca, a za moment znowu wściekła. Ja rozumiem, kobiece nastroje, towarzystwo Blaise'a, ale ja akurat bym się cieszyła, gdybym przebywała w jego towarzystwie.
    Ogółem, czy Ty też masz słabość do Ślizgonów? W każdym ficku, w którym odgrywają główne skrzypce i są ni to dobrzy, ni to źli, podbijają moje serca. Nie wiem jakim cudem Ginny wciąż trzyma się tej nienawiści do Blaise'a xD Ja to bym już uległa.
    Kuźwa, czyli Ginny i Blaise są tak jakby... w ciąży? Nie wiem jak to inaczej nazwać xD Z takim pomysłem się jeszcze nie spotkałam, za co muszę Cię pochwalić. Oryginalność aż wypływa z tego opowiadania.
    Bxhzuyw. Mój Boże. Czy już wspominałam, że kocham Blaise'a? Chyba tak. Po prostu genialny <3
    Kiedy następny rozdział?
    Pozdrawiam!
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo hej, bardzo miło mi, że wpadłaś, a tym bardziej, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. Dziękuję! :)
      Hah no też zdaję sobie sprawę, że Ginny ma takie wahania nastrojów, ale myślę, że w świetle następnych wydarzeń będą one bardziej zrozumiałe. No i wiadomo, że między tak skrajnymi postaciami na początku dochodzi do spięć.
      Myślę, że ja też i właśnie po części o to mi chodzi w tym ficku ^^
      Haha no można tak to ująć, zaciążyli obydwoje xD
      Następny rozdział pojawi się najpóźniej do jutra, także zapraszam! :)
      Pozdrawiam.

      Usuń

Obserwatorzy