piątek, 3 lutego 2017

Rozdział II [Jadowita groza]

W rezydencji Zabiniego coś było nie w porządku. 
    Większość gości cały czas przesiadywała w sali, ale Ginny zauważyła, że parę osób wymykało się chyłkiem bocznym wyjściem. Znikali pojedynczo i wracali po kilkunastu minutach. Zabini cały czas był wówczas nieobecny, a kiedy znów pojawił się w blasku żyrandoli, wzniósł głośny toast za przybyłych. Kieliszek Ginny pozostał nietknięty na stole. Dziewczyna skorzystała z nieuwagi czarodziejów, a trop zaprowadził ją do zamkniętych, mahoniowych drzwi w korytarzu. W obecnej sytuacji nie miała czasu dostać się tam do środka, dlatego postanowiła, że poczeka, aż wszyscy opuszczą budynek. Udając się do łazienki, wysłała patronusa do Roberta Jonsona, przełożonego aurorów, meldując, że ma pewne podejrzenia i zamierza je sprawdzić. Srebrzysty koń pogalopował w noc. 
Gdy Weasley wróciła na bankiet, zorientowała się, że eliksir miłosny przestaje działać i Allan rozgląda się po sali bardziej przytomnym, nieufnym wzrokiem. Mężczyzna zdziwił się jeszcze bardziej, widząc przed sobą Ginny Weasley. Dawną znajomą ze szkoły, którą rano spotkał w restauracji. Przeszła obok jego stolika i przypadkiem omal nie przewróciła jego kawy. Po tym incydencie jego wspomnienia zapewne się rozmazywały. Ginny musiała działać szybko. Ukradkiem wlała jeszcze jedną kroplę amortencji do kieliszka, który Allan położył niedopity na stole. 
    — Przepraszam, ale czy możesz mi wyjaśnić... 
— Najpierw się napij, poczujesz się lepiej — poprosiła z uspokajającym uśmiechem. Allan przez chwilę spoglądał na kieliszek z nierozumiejącą miną, ale w końcu wziął go do ręki i wypił dwa łyki. Jego twarz znów wygładziły spokój i czułość. Zaproponował Ginny taniec. 
Koło drugiej goście zaczęli się rozchodzić. Ginny nie mogła uwierzyć, że na tym koniec. Zabini zadał sobie trud organizowania hucznego przyjęcia tylko dla tych kilkunastu minut za drzwiami tajemniczej komnaty? Czy większość gości przyszła tutaj nieświadoma jak stado owiec, pośród którego kryje się jedynie kilka węży? Dziewczyna czuła lekkie podenerwowanie, bo nie lubiła nie wiedzieć, o co chodzi. Miała wrażenie, że przesłanki z Biura Aurorów były prawdziwe, ale istota problemu leżała zupełnie gdzie indziej. Teraz obserwowała, jak goście wracają do aut lub (ci bardziej pijani)znikają przy użyciu proszku Fiuu. Zabini żegnał ich wszystkich z uprzejmym, zdystansowanym uśmieszkiem na ustach. Ginny wiedziała, że gospodarz musi ją zauważyć wychodzącą.
Wzięła Allana pod ramię i ruszyła z nim do wyjścia. Byli już blisko, gdy wtem Ginny poczuła na ramieniu muśnięcie miękkiego materiału. To skraj szala należącego do wymijającej ich z wdziękiem dziewczyny. Nieznajoma miała na sobie granatową, mieniącą się kreację, a pukle jej jasnych, krótkich włosów falowały w pośpiechu. Dotarła do Zabiniego i nachyliła się ku niemu w nieco intymnym pożegnaniu. Wyglądało na to, że przyszła tu bez partnera. Potem odwróciła się od niechcenia, a jej chabrowe oczy na ułamek sekundy spotkały się ze spojrzeniem Ginny. Już po chwili nieznajoma zniknęła za drzwiami. Twarz Zabiniego pozostała nieprzenikniona, ale on sam jeszcze chwilę spoglądał za jej śladem. Rozmyślania przerwał mu Allan, ściskając go z uśmiechem za rękę.
— Bardzo przyjemne przyjęcie, Blaise.
— Zapraszam na następne. — Zabini skinął mu głową, a potem zmierzył Ginny chłodnym, nieodgadnionym spojrzeniem. Jakieś słowa kłębiły mu się na ustach, ale ostatecznie mężczyzna nie powiedział już nic więcej. Pozwolił, by zniknęli mu z oczu.
W ogrodzie Ginny szarpnęła Allana, by schowali się za wysokim, oszronionym krzewem. Przyłożyła arystokracie różdżkę do gardła.
Imperio! — szepnęła z mocą. Jako auror podczas wykonywania swoich obowiązków miała prawo użyć Zaklęć Niewybaczalnych. Nigdy nie sprawiało jej to trudności. — Wejdziesz do samochodu i wrócisz prosto do domu. Zapomnisz, że mnie widziałeś. Na przyjęcie przyszedłeś sam.
Oczy Allana stały się puste i posłuszne. Ginny puściła jego ramię i pozwoliła mu odejść, czekając, aż jego wysoka, elegancka sylwetka zniknie we wnętrzu latającego samochodu. Wiedziała, że Allanowi do końca życia wystarczy manipulacji jego umysłem. Potem poprawiła sobie rude włosy. Jakiekolwiek złe przeczucia miała, praca aurora wzywała.

*
 
Rezydencja opustoszała. Ostatni goście tłoczyli się przy drzwiach. W uszy Ginny uderzyła cisza. Dziewczyna przemierzała salę niczym jeden z duchów minionych balów, ukryta pod Zaklęciem Kameleona. Czar ten nie był przyjemny w stosowaniu, ale bardzo praktyczny. Niewidzialna dotarła do tajemniczych, mahoniowych drzwi z posrebrzaną gałką.
Alohomora — pomyślała. 
Drzwi ustąpiły.
Ginny znalazła się w półkolistym, kamiennym pomieszczeniu rozjaśnionym zielonkawym światłem. Dziewczynie skojarzyło się ono z lochami w Hogwarcie. Na środku mieścił się stół z tajemniczą, wysoką wazą. Cała była wysadzana głowami węży o oczach ze szmaragdów. To z nich płynęło to niepokojące, pulsujące, trupiozoielone światło.
Na zdrowy rozsądek Ginny była gotowa przyjąć, że to jakaś pamiątka rodzinna wystawiona dla ciekawskich lub pasjonatów. Dla nikogo nie byłoby zdziwieniem, że kolejne pokolenia Zabinich trafiały do Slytherinu, a zatem czczą barwy węża.
A jednak w wazie tkwiło coś niepokojącego, coś, co przeszywało Ginny zimnym dreszczem. Mogłaby przysiąc, że w półmroku słyszy powolny, miarowy syk.
Wyciągnęła różdżkę i zaczęła rzucać pierwsze uroki sprawdzające. Wymagały one porzucenia Zaklęcia Kameleona. Fale magii rozchodziły się po pokoju, szukając oznak czarnej materii. Jedna z nich zawibrowała ostrzegawczo przy wazie akurat w chwili, gdy rozległ się gniewny głos:
— Ktoś ci pozwolił tu wejść?
Ginny przerwała czary, obracając się nerwowo. W drzwiach stał Blaise Zabini. Cienie tańczyły po jego dumnej, ostro wyciosanej twarzy. Zbliżał się do niej jak do złodzieja, którego trzeba ukarać. Dziewczyna prędko wyjęła z torebki odznakę Aurora i machnęła nią w powietrzu.
— Jestem tutaj służbowo, Zabini. — Ucieszyła się, gdy złość mężczyzny lekko zamarła. Śmielej zapytała: — Co to za waza?
— Nabytek mojej matki — odparł przez zaciśnięte zęby. — Chciała, by tutaj stał.
— Mogę z nią porozmawiać?  
— To będzie trudne, ponieważ ona nie żyje od roku. 
Ginny uniosła brwi. Nie wiedziała. Cały czas myślała tylko o Blaisie i jego ewentualnym zamiłowaniu do czarnej magii. Nie sądziła, że jakaś podstarzała czarownica — nawet bogata i słynąca kiedyś z urody — może być w to zamieszana.
— Przykro mi — rzuciła sucho. Myślami była już dalej. — Skoro tak, nie będzie miała mi za złe, że zarekwiruję wazę i każę ją zbadać w Biurze Aurorów.
W zielonych oczach mężczyzny znów zabłysnął gniew.
— Kazała mi jej nie ruszać.
— Dlatego spraszałeś tutaj gości? — Ginny uśmiechnęła się drwiąco, co jedynie rozjuszyło Zabiniego. 
— Chcieli ją tylko zobaczyć! Żadnemu nie pozwoliłem jej dotknąć.
W dziewczynie zaczęło kiełkować zniecierpliwienie. Odgarnęła przyklejone do czoła kosmyki włosów. Nie wiedzieć kiedy, zaczęła się pocić.
— Wyczuwam w niej potężną, mroczną magię — wyjaśniła z nieugiętą nutą. — Muszę ją zabrać, Zabini.
Mężczyzna przysunął się lekko w stronę wazy. Teraz dopiero widać było, że jest już po paru kieliszkach i buzuje w nim alkohol.
— Po moim trupie — warknął.
— Nie utrudniaj mi pracy, bo będę musiała cię obezwładnić! — Ginny uniosła różdżkę i zorientowała, że on również już trzyma swoją. Mierzyli w siebie w drżącym, zielonym blasku. Zabini wykrzywił usta w kpiącym uśmieszku.
— I co, Weasley? Znów jesteśmy w szkole i stoimy po dwóch przeciwnych stronach?
Expelliarmus!
Zablokował jej zaklęcie i rzucił swoje. Ginny musiała przyznać, że jak na odurzonego alkoholem, walczy całkiem nieźle. Cofnęła się z frustracją, wyczarowując swoją tarczę. Zawsze szybko rzucała uroki, ale okazało się, że mężczyzna potrafi dotrzymać jej kroku. Tańczyli ze sobą przez kilka chwil, a pokój rozjaśniały kolejne zaklęcia. W pewnym momencie urok Ginny spotkał się z tarczą Zabiniego i rykoszetem uderzył w wazę.
Blaise zdążył tylko krzyknąć, nim naczynie spadło na ziemię i rozbiło się na wiele kawałeczków. Ginny zamarła, bo to nie było w tym wszystkim najgorsze. Z zielonych oparów potłuczonej wazy coś zaczęło się wydobywać… 
Jakaś potworna istota.
Twarz i górna partia ciała należała do kobiety, ale jej kończyny były częścią gadziego monstrum — rozwidlały się na dziesiątki długich, obślizgłych węży. Istota była łysa, naga i przerażająca, jak jakaś przedwieczna bogini. Jej żółte oczy o pionowych źrenicach patrzyły z furią na dwóch oszołomionych czarodziejów.
Zabini wpatrywał się w monstrum jak zaczarowany. Ginny usilnie myślała nad zaklęciem. Żadne jednak nie przychodziło jej do głowy, a nie chciała ryzykować rozzłoszczeniem stwora.
Chociaż wężowata istota już wydawała się rozdrażniona. Otworzyła usta i wyciągając rozwidlony język, zasyczała w języku węży. Harry by to zrozumiał. Ginny mogła tylko słuchać z osłupieniem tych zatrważających, gniewnych dźwięków, a potem pisnąć, gdy jedna z macek pomknęła w jej stronę. Dziewczyna przeturlała się w bok, ale wężowa odnoga owinęła się wokół jej kostki i przyciągnęła do siebie.
Zabini również został pochwycony.
Obydwoje znaleźli się przed obliczem istoty, tkwiąc w jej uścisku. Stwór tymczasem znów zasyczał i wpierw przyciągnął do siebie mężczyznę. Otępiały ze strachu i zafascynowania Zabini nie próbował walczyć, kiedy istota przywarła ustami do jego warg. Z boku mogło to wyglądać jak pocałunek, ale nim nie było. To przekazanie.
Stworzenie odrzuciło od siebie mdlejącego, krztuszącego się czarodzieja i następnie przyciągnęło Ginny. Dziewczyna wyrywała się i krzyczała, ale lepkie wargi istoty już dotykały jej warg. Potem Ginny poczuła, że jej również coś przekazuje. Coś śliskiego i zimnego pojawiło się w jej ustach, a potem gardle, brutalnie torując sobie drogę do wnętrza. Nie chciała tego w sobie, ale nie miała wyboru.
Połknęła wężowe dziecko istoty, a potem osunęła się w ciemność.

*

Ginny obudziła się w obcej sypialni. Jej policzek leżał wciśnięty w miękką poduszkę, a rozkopana kołdra tkwiła w nogach łóżka. Kotary były zaciągnięte, więc dziewczyna niewiele widziała. Ogarnął ją niepokój. Czy po przyjęciu straciła kontrolę i się z kimś przespała? Pomacała materac obok siebie, ale łóżko było puste. Ona sama nie czuła też tego lekkiego, charakterystycznego pieczenia między nogami. Bolał ją tylko żołądek, jakby zaraz miała zwymiotować i czuła się osłabiona, gorzej niż po najcięższych treningach. Kac?
  Postanowiła wstać. Na sobie cały czas miała tę bladoróżową suknię, obecnie pogniecioną i przepoconą. Włosy zapewne wyglądały jak szopa siana. Na niskiej komodzie przy łóżku ktoś położył czarną narzutkę. Ginny bez zastanowienia włożyła ją na siebie, by się ogrzać i ukryć zły stan ubrania.
Powoli wyszła z sypialni.
Dom był ciemny, cichy i wytworny. Na drogich meblach nie spoczywała ani drobinka kurzu, zasłony w oknach obszyto srebrnymi wzorami. Ściany zostały pomalowane na jednolite, stonowane kolory. Dziewczyna nie mogła mieć wątpliwości. Cały czas znajdowała się w rezydencji Zabiniego. Wspomnienia jednak były na tyle niewyraźne, że Ginny nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Błądziła długimi korytarzami, aż w końcu znalazła schody o złoconej balustradzie i zeszła na dół. Tam trafiła do rozświetlonej słońcem jadalni. Przy długim, pustym stole siedział już sam Blaise. Wyglądał równie czarująco jak ona. Czarne, krótko przycięte włosy miał zmierzwione, a oczy zmęczone i podkrążone. Nosił prostą, znalezioną na szybko koszulkę, zupełnie niepasującą do jego stylu. Przyciskał palce do skroni, wydając się zrezygnowany.
— Co się tutaj stało? — zapytała Ginny, ale jej głos, zamiast zabrzmieć pewnie i rozkazująco, był cichy i zachrypnięty. Musiała odkaszlnąć, a wtedy Zabini na nią spojrzał. Po jego twarzy przeszedł grymas.
— Nie pamiętasz, Weasley?
Pamiętała sen. Straszny sen, koszmar. Wazę pulsującą zielonym światłem, walkę na uroki, a potem okropne syczenie wydobywające się z…
Dziewczyna opadła na krzesło.
— To nie może być prawda — mruknęła bardziej do siebie niż do niego. — Nie wierzę w takie rzeczy! Takich istot nie ma…
— Więc co to było? Sen? Zbiorowa halucynacja? Urok rzucony na nas z ukrycia? — W głosie mężczyzny zabrzmiała niema nadzieja, że da się to jakoś logicznie wyjaśnić. Ginny spojrzała na niego i zrozumiała, że jest tak samo zdruzgotany i zagubiony jak ona.
— Musimy to sprawdzić.
— Jak?
— Legilimencja. — Zagryzła nerwowo wargę. — Nie mamy wyboru.
Zabini przez chwilę milczał, a potem skinął głową i przysunął się do dziewczyny.
— Powinniśmy zajrzeć obydwoje — mruknął. — Może jedno zobaczyło coś, czego drugie nie.
Ginny uznała, że to rozsądna uwaga, ale kiedy wyjęli różdżki, wcale nie czuła się zadowolona. Nie lubiła, gdy ktoś jej grzebał w głowie, a już szczególnie mężczyzna, który wcześniej miał dla niej tylko pogardę. Zabini dostrzegł jej wahanie, bo uśmiechnął się krzywo.
— Nie jesteśmy już szczeniakami ze szkoły. Mam teraz większe zmartwienia od tego, co ci siedzi w głowie. Zajrzę tylko tam, gdzie to konieczne — zapewnił spokojnie. Ginny zmarszczyła brwi.
— Dlaczego ty masz być pierwszy?
— Chcesz ciągnąc losy? Weasley, prawdopodobnie wpakowaliśmy się w niezłe bagno! Im szybciej ustalimy, o co chodzi, tym więcej mamy szans.
Na co? — pomyślała dziewczyna głupio, ale ostatecznie się zgodziła. Blaise chwycił ją za rękę i delikatnie przyłożył różdżkę do jej splątanych włosów. Bezdźwięcznie wypowiedział zaklęcie.

*

Noo, wreszcie jestem :) Wybaczcie, że tyle to trwało, ale jestem w trakcie sesji, a rozdział wymagał poprawek. Jest sporej długości, żeby nadrobić stracony czas. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie pod poprzednim postem. Mogę się założyć, że nie spodziewaliście się takiego obrotu spraw. Jeśli komuś skojarzy się to z Obcym, to w sumie racja, to była moja mała inspiracja :P

13 komentarzy:

  1. Mnie tam ten potwór skojarzył się z Meduzą z filmu "Starcie Tytanów" - brakowało jedynie Twojemu monstrum jedynie włosów z węży, a byłby całkowity wężowanty.
    Ciekawi mnie, co to się im stało? Co te monstrum wepchnęło do ich ust? Naprawdę to jakieś dziecko tego potwora?
    I zastanawia mnie ta dziwna reakcja Bleisa... Jakby nie wiedział, że ta waza skrywała taką tajemnicę.

    "— Co się tutaj się stało?" - usuń jedno "się"

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie, też miałam mitologiczne skojarzenia + jeszcze Urszula z Małej Syrenki :P
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Wybacz, że tak późno.
    Rety podoba mi się para Zabini i Blaise. To moja wielka słabość a ty zdecydowanie trafiłaś w mój czuły punkt. Ta przygoda, sen czy mara z wężem była dramatyczna. Naprawdę czułam ciarki na plecach. CO naprawdę się wydarzyło? Jakie jeszcze tajemnice czekają tę dwójkę? Wprowadzasz mnie w całkiem nowy świat i zachwycasz. Miałaś genialny pomysł z tym blogiem. I jestem sercem z Tobą. W ogóle cieszę się iż wróciłaś do HP. Ten świat chyba na zawsze pozostanie w naszych sercach bez względu na wiek i czas.
    Będę czekać na kolejny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało, ja też teraz nie miałam czasu, żeby odpisać ;)
      Dziękuję bardzo! Faktycznie sentyment do HP zawsze jest, to przypomina spotkanie z dawnym przyjacielem :)
      Pozdrawiam również^^

      Usuń
  3. Coraz bardziej to wszystkie ciekawe. Ginny jest dość bezwzględna; jak dla mnie to ona mogłaby używać zaklęć niewybaczalnych nawet, jakby jej na to nke pozwalano. Mam wrażenie, ze potrafi dążyć do celu po trupach. Wiele przeżyła, tego jestem pewna... ciekawi mnie bardzo, co stało sie jej i Blaise'owi. Co było w tej wazie? Czy teraz sa w świecie rzeczywistym czy mlze cos śnią? Czy bezpiecznie bedzie używać legilimencji? Kim była ta zjawa? Umiesz zaciekawić, to pewne. A Zabini jest równie intrygujący co Ginny. Czekam na trójkę z niecierpliwoscia i zapraszam na Niezaleznosc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się, że udało mi się Cię zaciekawić :D
      Ginny faktycznie przejawia skłonności do silniejszego użycia zaklęć. Z tego co pamiętam, już w kanonie gładko szły jej uroki. Legilimencja na pewno pozwoli naszym bohaterom lepiej ustalić, co się właściwie stało.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Cieszę się, że mam do nadrobienia tylko dwa rozdziały, lubię albo opka zakończone, albo być z nowościami na bieżąco. To prawie jak oglądanie serialu, ale zmuszasz mózg do wysiłku. Zwłaszcza kiedy masz dysleksję. XD
    Pod pierwszym rozdziałem zostawiłam Ci komentarz. Piszę tak na wszelki wypadek, gdybyś nie zauważyła.
    W drugim akapicie... no właśnie, nie masz akapitu, coś Ci zjadło kod, bo pojawiły się spacje.
    „Większość gości cały czas przesiadywała w sali, ale Ginny zauważyła, że parę osób wymyka się chyłkiem bocznym wyjściem” — czas przeszły od „wymyka”. Skoro zdecydowałaś się prowadzić narrację w czasie przeszłym, nie wolno dać się ponieść fabule i niektóre czasowniki walić w czasie teraźniejszym, chyba że dotyczą czegoś stałego i ogólnie przyjętego (każdego ranka wschodzi słońce, Hogwart jest szkołą dla czarownic i czarodziejów). W poprzednim rozdziale już na kilka takich błędów się natknęłam, ale wolę wszystkie takie kwiatki wypisać pod najnowszym postem, większa szansa, że od razu przeczytasz.
    Ach, widziałam, że masz już taką czytelniczkę, która wypisuje wszystkie błędy formalne. Świetnie się składa, ja zamierzam skupić się na samej fabule, ewentualnie na jakichś bardzo rażących błędach (jak ten czas). Rozumiesz, komentarz zająłby za dużo czasu i miejsca, a ja (jak już pewnie zauważyłaś) lubię się rozgadać.
    Zastanawiam się, czy nie lepszym rozwiązaniem na zapomnienie o przyjęciu byłoby rzucenie Obliviate, wtedy byłaby mniejsza szansa na wydarcie tego wspomnienia z głowy Allana.
    „To będzie trudne, ponieważ od roku ona nie żyje” — to zdanie nie jest za bardzo poprawne, Blaise zabrzmiał jak Mistrz Yoda. To będzie trudne, bo ona nie żyje od roku.
    Podoba mi się opis pojedynku i istoty, która wypełzła z wazy. I teraz zastanawiam się, czy będzie Ci ona jeszcze do czegoś potrzebna, czy to po prostu pretekst, żeby Blaise i Ginni spotkali się. Natomiast to, co ten potwór zrobił z naszą dwójką, do złudzenia przypomina film „Rec”. Aż się zrobiło cieplej na serduszku, bo jestem ogromną fanką całej serii. :)
    Ooo, „Obcy”? W sumie też przemknęło mi przez myśl, ale jednak dużo bardziej podobne do „Reca”. Pomysł bardzo mi się podoba, jest to jakiś powiew świeżości, a nie kolejne małżeństwo z przymusu *wzdryga się malowniczo*. Zaciekawiło mnie, dlatego będę czytać dalej. Zobaczyłam zakładkę „spam”, więc nie byłabym sobą, gdybym nie zostawiła reklamy i opisu bloga, możesz wpaść, jeśli chcesz, mam całe osiem rozdziałów. A Tobie życzę szybkiego wypocenia kolejnego odcinka, byłabym wdzięczna za pozostawienie jakieś informacji o nowościach. :)
    http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :D Poprzedni komentarz też widziałam i już na niego odpisałam ;)
      Błędy oczywiście poprawię. No, zazwyczaj znajdzie się ktoś pod rozdziałem, kto wskaże mi różnego rodzaju błędy. Wiem, że to pracochłonne zajęcie, więc tym bardziej rozumiem.
      Właściwie przemknęła mi myśl o Obliviate, ale w końcu tego nie użyłam ;/
      Już mogę powiedzieć, że istota z wazy będzie w tym opowiadaniu dość kluczowa. Oglądałam kiedyś "Rec", ale słabo pamiętam. Bardziej kojarzy mi się to z filmem o zombie albo zombie-podobnych,krwiożerczych istotach.
      Postaram się zajrzeć na to opowiadanie, a na razie śledzę Cię na Papierowych Gwiazdach :)
      I będę Cię informować.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Cudowne. Zawsze miałam coś do pary Blaise i Ginny, a tak mało o nich opowiadań. Baaaardzo długo nie czytałam nic z klimatyki potterowskiej, ale dzięki Tobie obudziły się we mnie dawne do tego potrzeby :D
    Jestem niesamowicie ciekawa co dalej i co to za tajemnicza istota oraz co im przekazała?
    Życzę weny i dużo czasu oraz czekam na nowy rozdział!
    Megannowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej Hej!
    Matko, twój Zabini jest dokładnie taki, jakiego sobie wyobrażałam. Prawdziwy arystokrata, a nie ten prześmiewczy chlopaczek, jaki pojawia się w wielu innych fickach o tej parze. Twój Blaise jest taki... no, prawdziwy. Ideał ponad wszystko. Uwielbiam go, tak samo jak pannę Weasley. Ajaj, kocham tego typu postaci. Oschle i ciągle coś knujace. Myślące logicznie i chłodnie. O, w końcu znalazłam określenie. WYRACHOWANE.
    No, lecę czytać dalej. Widziałam, że na razie napisałaś tylko trzy rozdziały, co jest bardzo malutko, więc już prawie wszystko nadrobilam.
    Pozdrawiam!
    CanisPL

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy