Ogień i szmaragdy
Jej włosy były jak ogień, jej skóra niczym mleko.
Blaise lubił bawić się tymi płomienistymi kosmykami.
Lubił muskać ustami jej blade, obsiane piegami policzki. Ale najbardziej lubił,
gdy się śmiała. To jak iskra, która rozprzestrzenia się dookoła i czyni twój
świat jaśniejszym.
Jego oczy były jak szmaragdy, jego skóra niczym heban.
Ginny lubiła się wtulać w jego ciepłe, silne ramiona.
Lubiła oglądać, jak w tych zielonych oczach błyszczy bystrość i skupienie. Ale
najbardziej lubiła jego spokój. Przy nim jej płonąca dusza mogła odpocząć i
zaznać ukojenia.
Dziewczyna, która czekała.
Teraz nie musi już czekać ani chwili dłużej. Blaise
jest tutaj dla Ginny. Zawsze jej wysłucha i zawsze jest gotów się z nią kłócić.
Nie odchodzi, by ratować świat, nie jest bohaterem, ale jest prawdziwy. Ginny
dorosła. Rzuciła swoje dziecięce marzenia w kąt, tak jak małe dziewczynki
odrzucają pluszowe misie. Uśmiech na jej twarzy jest uśmiechem kobiety, która
wie, czego chce.
Chłopak, który milczał.
Teraz wszystkie słowa płyną swobodnie. Blaise nieraz czuł
się uwięziony w złotej klatce tradycji i zasad. Zawsze musiał ważyć słowa i
mierzyć się ze smutnym wrażeniem, że nikt nigdy go nie zrozumie. Ale teraz
pojawiła się ona. Wkroczyła do jego świata bez zapowiedzi i Blaise
zrozumiał, że wreszcie zaczyna żyć. Stał się mężczyzną, który ofiarowuje swoje
serce.
Dziwacy
Luna to znaczy „księżyc”.
Ona miała księżyc we włosach. Zawsze
samotna i niezrozumiana, nigdy nie chciała iść razem z prądem. Dzięki matce uwierzyła,
że na świecie jest coś więcej, że życie to jedna wielka tajemnica, choć za
swoje przekonania często spotykała się z odrzuceniem innych. Była wariatką do
czasu, aż poznała jego.
Rolf to znaczy „wilk”.
On miał w sobie coś wilka. Dziki i dumny, wolał
świat zwierząt od ludzi. Podążał ścieżką wyznaczoną mu przez dziadka, sławnego
magozoologa. Nikt jednak nie potrafił go zrozumieć. Był samotnikiem do czasu,
aż poznał ją.
Dziwacy,
powiedziałbyś.
Ale szczęście nie jest mierzone miarą
normalności.
Dzień i noc
Ona jest dniem.
Włosy ma jasne jak pszenica kołysana w
pełnym słońcu. Skóra blada niczym porcelana. I te oczy, niebieskie, jasne,
pełne ognia.
On jest nocą.
Włosy ma białe jak śnieg padający w zimowy wieczór.
Usta wąskie, zaciśnięte w grymas. I te oczy, szare, dumne, pełne lodu.
Któż mógłby się spodziewać, że dzień i noc
się spotkają?
Jest zmierzch. A może brzask? Wąska,
ognista linia światła widnieje poniżej ciemnego horyzontu. Świat milczy, czeka.
Lucjusz Malfoy opada przed Narcyzą na jedno kolano. Jego bladą jak tarcza
księżyca twarz wyściela skupienie.
— Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz
moją żoną?
Jej oblicze rozpromienia się niczym słońce.
— Tak!
Srebrny pierścień trafia na jej palec w
obietnicy.
Teddy Lupin wiedział, kim był jego ojciec.
Słyszał opowieści od babci, silnej, troskliwej czarownicy, która go wychowywała. Nieraz siadała w miękkim fotelu
przed kominkiem i mówiła o dawnych dziejach, jakby przywołując baśń o Czerwonym
Kapturku. Teddy nigdy nie bał się przekleństwa, jakim jego tata został obdarzony
co miesiąc w pełnię księżyca. Liczyło się to, jakim był człowiekiem, ile
poświęcił dla bliskich, jak odważnie bronił Hogwartu w swojej ostatniej bitwie.
Teraz Teddy czuł jedynie smutek i niezrozumiałą tęsknotę. Gdyby Remus Lupin
żył, syn mógłby mu powiedzieć, jak bardzo go podziwia.
Victoire Weasley od zawsze widziała na
policzku ojca długą, paskudną bliznę. Pewnego razu, gdy była już wystarczająco
duża, odważyła się zapytać, dlaczego ją ma. Bill Weasley, pomimo strasznego
wyglądu, zawsze był łagodny dla swoich dzieci. Teraz również wziął swoją
najstarszą latorośl na stronę i opowiedział jej o ciężkich, wojennych czasach i
potworze, który go ugryzł. Victoire nie przestraszyła się tych słów. Nachyliła
się i pocałowała ojca w bliznę. Żałowała, że nie wiedziała wcześniej. Jej tata
był bohaterem.
Teddy i Victoire znali się od zawsze, ale
dopiero tamtego wieczora, gdy obydwoje wymknęli się z rodzinnej imprezy i
przypadkiem spotkali w ogrodzie u państwa Potterów, porozmawiali sam na sam. Wkradła
się między nich niezrozumiała nieśmiałość.
Teddy był wyrośniętym chłopakiem o włosach,
które zazwyczaj miały niebieski odcień nieba — jego ulubiony kolor. Odziedziczył
ten rzadki dar po swojej matce. Nie szukał popularności, ale nie sposób było go
nie zauważyć w tłumie.
Victoire była smukłą dziewczyną o długich włosach,
jasnych niczym światło księżyca. Je właśnie odziedziczyła po matce, ona zaś po
swojej. W jej żyłach płynęła krew wili. Trudno było nie zauważyć blasku, jaki
roztaczała.
W końcu Teddy zaśmiał się nieco nerwowo.
— Obydwoje jesteśmy wilczymi dziećmi,
wiesz?
Odpowiedziała mu zdumionym uśmiechem. Nigdy
tak o sobie nie myślała, ale on miał rację. Ich ojcowie stanęli oko w oko z tym
samym potworem i spadł na nich wilczy cień. Oni zaś byli ich szczeniętami.
Pół roku później pocałowali się po raz
pierwszy, gdy czarodzieje wokół wiwatowali na Mistrzostwach Świata w
Quidditchu. Hałas był nie do wytrzymania, ale oni nagle znaleźli się w swoim prywatnym świecie. Usta przy ustach, ciepło rąk, przymknięte oczy, obietnica szczęścia. Nad nimi wisiał księżyc w pełni. Blade oko, które czuwa.
Artur Weasley nigdy nie lubił swojego
koloru włosów, spuścizny po przodkach, którą on zapewne kiedyś również przekaże
w genach w swoim dzieciom. Były rude jak marchewka, jak czupryna u klowna.
Artur wiedział, że nigdy nie będzie uchodził za przystojnego, starał się zatem
nadrobić to humorem i obeznaniem ze światem. Sam nieraz żartował, że rudość i
piękno nie idą w parze.
I wtedy poznał ją — najpiękniejsze
stworzenie na Ziemi o włosach tak cudownie rudych, przypominających kaskadę
ognia. Molly Prewett nigdy nie narzekała na brak powodzenia u chłopaków, ale z
jakiegoś powodu zawsze intrygował ją Artur. Był inny niż wszyscy. Nie starał
jej się za wszelką cenę przypodobać. Miał w sobie jakiś optymizm i spokój,
których czasem jej brakowało, bo potrafiła być niezłą złośnicą. Artur wiedział
o tym, ale mimo tego ją kochał. Nie wyobrażał sobie być z inną.
Zaczęli umawiać się już w szkole, aż w
końcu pewnego dnia stanęli na ślubnym kobiercu. Po ceremonii Artur złapał czule
w pasie swoją małżonkę i wyszeptał jej do ucha:
— No to się dobraliśmy, złotko. Rudzi jak
wiewiórki! I wiesz co?
Molly zachichotała, czując, jak jego oddech
łaskocze ją w szyję.
— Co, mądralo?
— Chcę mieć z tobą rude dzieciaki. Całe
mnóstwo!
Z okazji Walentynek prezentuję Wam krótkie,romantyczne miniaturki ze świata HP^^
Wiem, że długo nie odzywałam się na tym blogu i nie wiem, czy są jeszcze chętni, aby czytać o Ginny i Blaisie. Jeśli tak, będzie mi bardzo miło :D
Te krótkie historie uświadomiły mi, że cokolwiek się stanie, fandom Harry'ego Pottera na zawsze pozostanie w moim sercu.
Miniaturka superowa.
OdpowiedzUsuńTaka romantyczna.
Ja codziennie zaglądam i mam nadzieję, że jednak coś dodasz.
Będę dalej czekać bo opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i jestem ciekawa końca.
Pozdrawiam i śle dużo weny.
mała gwiazdka
Dziękuję ślicznie^^
UsuńOjeju, ale mi miło teraz... I jednocześnie głupio, bo tak długo nic nie dodawałam.
W takim razie wypada publikować dalej, skoro choć jedna osoba jest zainteresowana <3
Pozdrawiam również.
Mi też się podobała miniaturka. Moje serce skradły kawałki o Ginny i Blaise'ie oraz Narcyzie i Lucjuszu. Gdybyś jeszcze kiedyś mogła napisać coś o Lucissie, byłabym bardzo wdzięczna. Potrzebuję ostatnio tej pary tak mocno, jak Drastori.
OdpowiedzUsuńJa czekam! Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała opowieść.
CanisPL
Dziękuję ślicznie <3 Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czeka na tę historię!
UsuńO, jestem zaskoczona, bo osobiście miałam trochę wątpliwości co do tej miniaturki. Lucissie to para, która faktycznie ma spory potencjał do opisania, niewykluczone, że kiedyś się tym zajmę :D
Pozdrawiam kochana ^^
Można spodziewać się tu jeszcze jakiegoś rozdziału?
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zaglądasz na swoje blogi, ale chciałam Ci napisać, że ta miniaturka jest bardzo urocza. W sposób delikatny oddaje kwintesencję miłości opisanych par. Ciekawe jest to, że przemierzyłaś aż trzy pokolenia! I choć nigdy nie mogłam przeboleć, że Rowling połączyła Lunę z wcześniej nieznanym czarodziejem, a Teda i Victoire nie lubię jako pary, to i tak czytałam z uśmiechem na usta. Tę miniaturkę w moim uznaniu wygrywa jednak fragment o Weasleyach, no cudo!
OdpowiedzUsuńMyślę, że nadrobię opowiadanie o Ginny oraz Blaisie, bo ciekawi mnie ta para. Oboje tacy temperamentni. Pozdrawiam serdecznie!
Los, cebula i krokodyle łzy... Hogwart nowego pokolenia
Nie do wiary, że dopiero teraz zauważyłam ten komentarz... Właśnie jak widać nie zaglądam tu zbyt często, ale miło mi, że zostawiłaś po sobie ślad.
UsuńKochana Shy, dobrze Cię tutaj jeszcze widzieć! <3
Ja też osobiście bardzo lubię miniaturkę o Weasleyach.
Pozdrawiam ciepło :*