Ginny nie była przyzwyczajona do spędzania
poranków w domu obcych. Zawsze najlepiej czuła się u siebie, zamknięta w
przytulnych czterech ścianach. Teraz naszło ją osobliwe wrażenie, gdy obudziła
się rano w nieswoim łóżku w pysznie urządzonym pokoju, po wieczorze zwierzeń ze swoim dotychczasowym wrogiem. Czy mogło być dziwniej? Pokręciła głową, ogarnęła w łazience i zeszła
do jadalni, gdzie miała nadzieję coś zjeść. Stół był już przygotowany. Na błyszczących talerzach leżało pieczywo, dżem i plasterki jajka.
Zabini pił kawę z białej, porcelanowej filiżanki.
— Dzień dobry — mruknęła Ginny, siląc się
na śmiały uśmiech. Mężczyzna skinął jej głową.
— Jakieś skargi co do sypialni?
— Spałam jak zabita.
Dziewczyna wolała nie wspominać o swoim
krwistym śnie. Obudziła się z bijącym szaleńczo sercem, ale blask świtu ukoił jej nerwy. Nie pierwszy raz miała koszmar. Trzymaj się logiki, Weasley — powtarzała sobie zawsze w takich chwilach. Była świadoma, że wczoraj za dużo się nasłuchała, a nocą wyobraźnia
spłatała jej figla. Nie chciała tym martwić gospodarza.
Zabini wskazał na talerze.
— Częstuj się.
Ginny rzuciła się na chleb z dżemem.
Posiłki w rezydencji wyglądały jak prawdziwa uczta. Mimowolnie było jej głupio,
że tak wykorzystuje gościnność gospodarza, ale szybko przypomniała sobie, że dla kogoś takiego jak
Zabini to nie stanowiło żadnych wydatków.
— Gościsz czasem u siebie dziewczyny? —
spytała ostrożnie, podczas gdy zaczarowany nóż smarował kanapkę marmoladą.
— Nigdy.
— Nawet żeby sprawiać pozory?
Ich spojrzenia spotkały się ponad stołem.
— Ludzie wiedzą, że jestem wyrafinowany i
nie spędzam nocy z byle kim. Parę dziewczyn kręciło się wokół mnie, ale z
oczywistych powodów nie zaprosiłem ich do łóżka — odparł chłodno. Ginny
spuściła wzrok. Zastanawiała się, czy w świetle dnia Zabini żałował tego, jak wiele jej powiedział. Wczoraj niespodziewanie stał się otwartą księgą, dziś znów był cierpki i odnosił się do niej z lekką niechęcią. Dług — przeszło jej przez myśl. Zaciągnął u niej dług, a to nigdy nie jest przyjemne.
Pytanie zawisło na jej ustach, ale w końcu go nie wypowiedziała. Skoro Blaise nie powiedział nic więcej, nie zamierzała naciskać. On nie pytał, czy spała z Harrym i w jakich pozycjach. Powinna uszanować tę
sferę.
— Rozumiem. — Wzięła pierwszy kęs,
pilnując, by dżem nie wylądował niechciany w kącikach jej ust. — Zaczynamy zaraz
po śniadaniu?
— A co, chcesz przedtem zagrać w partyjkę
kart?
Tak, Zabini zdecydowanie nie był dziś w humorze.
*
Jaśniejąca kula unosiła się nad ich
głowami, rzucając światło na ukrytą komnatę. Obraz Aureli Zabini dalej leżał
porzucony na ziemi, a Blaise nie kwapił się, by go podnieść. Obydwoje minęli go
bez słowa.
— Accio
księga o Bogini Węży — odezwała się bez przekonania Ginny, wyciągając
różdżkę. Oczywiście jej zaklęcie pozostało bez rezultatu. Zabini rzucił jej
pogardliwie spojrzenie.
— Ty tak na serio?
— Chciałam się tylko upewnić. Czasami
najprostsze rozwiązania są najcelniejsze — odgryzła się Ginny.
— Cóż, nie w tym wypadku.
— Z rozkoszą czekam na twoje pomysły, jak
się za to zabrać.
Zabini podszedł do półki i wyciągnął
ostrożnie rękę. Jedna z książek nagle się ożywiła i próbowała go ugryźć, ale
sparaliżował ją rzuconym szybko zaklęciem. Potem przesunął palcem po
grzbietach, aż w końcu wybrał odpowiadającą mu lekturę. Była oprawiona w
czarną, połyskliwą okładkę.
— „Najmroczniejsze klątwy” — przeczytał
mężczyzna, kartkując księgę. Oczy zabłysły mu z zaintrygowaniem, ale po chwili na twarzy pojawiło się rozczarowanie. — Ciekawe, ale… to nie to.
Ginny prychnęła z satysfakcją.
— Co za zaskoczenie.
— Nie mam nastroju na twoje przytyki. —
Zmroził ją spojrzeniem. Skrzyżowała ręce na piersiach.
— Więc ich nie zaczynaj.
Zabini skrzywił, ale zaczął szukać dalej.
Wyciągnął książkę, z której po otwarciu wypełzły cmentarne robaki, a potem tom,
który nawrzeszczał na niego za wybudzenie ze snu i obiecał srogą karę.
— Błądzimy jak dzieci we mgle —
skomentowała Ginny, pochodząc do towarzysza. — Powinniśmy się podzielić i wspólnie
przejrzeć wszystkie półki.
Wydawało się, że mężczyzna chce
zaprotestować, w końcu jednak ustąpił.
— W porządku. Ty bierzesz regały po prawej,
ja po lewej. Wszystkie nadające się tytuły połóż na tym stoliczku.
— Wreszcie jakaś dyscyplina — mruknęła pod
nosem dziewczyna i wzięła się do roboty. Jako auror nauczyła się współpracować
z innymi. Wiedziała, że wspólnymi siłami łatwiej można było osiągnąć cel.
Praca zajęła im kilka godzin.
W ciemnej komnacie czas płynął inaczej. Ksiąg
wydawało się tylko przybywać, a kamienne ściany komnaty budziły
klaustrofobiczne wrażenie, ale ostatecznie przejrzeli każdy tom, a kilka z nich
odłożyli na stolik. Zabini zaproponował, aby przeszli z tym do salonu, gdzie
jest więcej światła.
A zatem zeszli na dół i rozłożyli księgi na
stole. Jedna z nich jęczała jak potępiona dusza, by oddali ją do ciemności.
Zabini bez wzruszenia przejrzał ją jako pierwszą. Westchnął.
— Jest tutaj wzmianka o Bogini Węży.
Ginny uniosła głowę.
— I?!
— To tylko suche informacje, podobne do
tych, które przesłała Luna Lovegood. Nic o samym eliksirze.
— Szlag! Ale jesteśmy już coraz bliżej!
Trafiona okazała się przedostatnia księga,
która pod wpływem dotyku zmieniała kolor jak łuski kameleona. Na jej okładce widniał
tytuł: „Pradawne istoty”. W środku był cały rozdział poświęcony Andei. Autor
lektury wykonał nawet szkic ołówkiem, przedstawiając Boginię Węży jako dumną i
budzącą grozę. Jej macki poruszały się ohydnie. Ginny kartkowała rozdział, aż w
końcu znalazła to, czego szukała. Wydała z siebie cichy okrzyk. Blaise’owi też
się oczy zaświeciły.
— Weasley, mamy to!
— Mucha siatkoskrzydła, pijawki, imbir,
żółć pancernika… — czytała zafascynowana Ginny.
— Wątroba koguta, waleriana, odnogi
pajęcze… — kontynuował Zabini. — Czeka nas sporo pracy.
— To jeszcze nie koniec. W drugiej fazie
musimy dodać naszą krew i… — Ginny zatrzymała palec przy ostatnim składniku. —
Merlinie broń, odchody Andei!
Spojrzeli po sobie z przestrachem
pomieszanym z odrazą.
— Pewnie są w nich substancje trujące dla
potomstwa — stwierdził bezbarwnie Zabini. Zawsze był dobry z eliksirów, więc
Ginny ufała jego osądowi. A jednak jej nagły zapał zamienił się w rezygnację.
— Blaise, nawet jeśli ją znajdziemy, nie
wyobrażam sobie, żeby…
— A myślisz, że ja sobie wyobrażam? Ale
tylko tak przeżyjemy.
— Wiem. — Dziewczyna przejechała ręką po
włosach. — Szlag by to!
— Na moje oko przygotowanie tego eliksiru
zajmie nam dwa tygodnie. Mucha musi się dobrze uwarzyć, a waleriana dojrzeć. A
zatem mieścimy się w czasie, pozostałe składniki będziemy w stanie zdobyć w sklepie.
Boginią Węży będziemy martwić się na koniec.
— Dobra. — Ginny wyrwała kartkę ze
składnikami. — Polecę na Pokątną i wszystko kupię.
— Masz pieniądze?
Jej policzki polizało znajome ciepło.
— Nie jestem pewna — stwierdziła dumnie.
Wiedziała, że mucha siatkoskrzydła lub żółć pancernika będą drogie, a jej już
niewiele zostało z pensji.
Zabini rzucił jej krzywy uśmieszek.
— Zapłacę za wszystko.
— Na pół — upierała się przez zaciśnięte
zęby. Mężczyzna przewrócił oczami.
— Zawsze byłaś taka przewrażliwiona na
punkcie pieniędzy?
— Gdybyś musiał walczyć o każdy galeon, też
byłbyś przewrażliwiony.
— Ale jestem dżentelmenem i chcę zapłacić
za składniki, które obojgu nam uratują życie. Może być?
Ginny zacisnęła usta i jeszcze przez jakiś
czas się wzbraniała, ale ostatecznie przyjęła plik pieniędzy, który dał jej
Blaise. W końcu to waza jego matki była początkiem ich problemów.
Dziewczyna ubrała się do wyjścia, a do
torby spakowała pieniądze i „Pradawne istoty”. Zabini uniósł brwi.
— Nie przypominam sobie, bym ci to dawał.
— To inna forma zapłaty — wyznała szczerze.
— Za dług, który zaciągnęłam u Luny. Ta księga to skarb, a ona i jej mąż
interesują się magicznymi stworzeniami.
— W porządku — ustąpił, ale spoglądał na
nią z zaciekawieniem. — Ty i Lovegood byłyście przyjaciółkami, prawda?
— Tak, byłyśmy. Teraz… nie wiem, co się z
nami stało.
Blaise uniósł kącik ust, jakby rozumiał.
Potem odprowadził ją do kominka i gdy wzięła w dłoń proszek Fiuu, poradził:
— Wróć na kolację.
*
Pokątna niewiele się zmieniła od czasów, w
których Ginny chodziła do szkoły. Po wojnie zniszczone sklepy odbudowano, a w
miejsce bankrutów pojawili się nowi sprzedawcy. Rynek kwitł. Teraz dziewczyna
na moment znów poczuła się jak jedenastoletnia dziewczynka, przepychająca się
przez tłum czarodziejów i szukająca swojego pierwszego kociołka.
Składniki kupiła w kilku różnych sklepach,
aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Największy problem miała z
pijawkami, bo okazało się, że sprzedano cały nakład. Na szczęście w sklepie na końcu ulicy udało jej się nabyć ostatnie sztuki.
Ginny poczuła ulgę, mając w torbie niemal
wszystkie składniki, które mogły ocalić jej życie. To prawie tak jak trzymać
Kamień Filozoficzny. Teraz czekała ją bardziej wyzywająca część dnia.
Tylko po adresie na liście wiedziała, gdzie
obecnie mieszka Luna wraz ze swoim mężem. Gdy teleportowała się w to miejsce,
okazało się, że jest to drewniany, dwupiętrowy dom nad skutym lodem jeziorem. Był
okrągły i z daleka przypominał zwężający się ku górze tort czekoladowy. Z dachu
niczym świeczka wyrastał dymiący komin. Za płotem rosły różne dziwaczne rośliny,
barwne i wijące się. Typowa Luna. Dziewczyna podeszła niepewnie do drzwi i zapukała.
Klamka w kształcie sowy wydłużyła się jak
sprężyna.
— Kim jesteś?
— Ginny Weasley.
Sówka powtórzyła jej imię, by dotarła ono
do uszu domowników. Przez chwilę Ginny stała na ganku jak głupia, mając cichą
nadzieję, że jednak nikogo nie ma w domu. Ciało miała jak z waty. A jednak drzwi się otworzyły i pojawił
się w nich mężczyzna. Był wysoki i śniady, o niesfornej czuprynie czekoladowych
włosów na głowie oraz łagodnych, przenikliwych oczach. Uszy miał lekko
szpiczaste, przez co przypominał wyrośniętego elfa.
— Luna siedzi przy druzgotkach. Prosiła,
żebym otworzył — oznajmił przyjaźnie, chociaż pierwszy raz widział przed sobą
dziewczynę. — Chcesz wejść?
— Właściwie to… — Ginny poczuła się
niezręcznie, myśląc o perspektywie wejścia do środka, jakby była bliską znajomą
przychodzą na herbatkę. — Chciałam jej tylko coś przekazać.
— Śpieszysz się?
— Nie. — Dziewczyna wzięła głębszy oddech.
— Okej, byłabym wdzięczna, gdybyś mnie do niej zaprowadził.
— Jasne, wchodź. A jeśli poczujesz
delikatne ugryzienie, nie przejmuj się. To tylko chobki się z tobą witają.
Ginny weszła do holu, woląc nie pytać, co
to są chobki i dlaczego miałby się z nią w taki sposób witać. Mąż Luny jak
widać podzielał dziwaczne wierzenia swojej żony. Uśmiechnęła się lekko i
zaczęła podążać za jego odwróconymi plecami.
— Jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy —
zauważył mężczyzna. — Jestem Rolf.
— Ja Ginny.
— Luna wspomniała, że niedawno cię
spotkała.
— Tak, w sumie jestem tu w tej sprawie.
Rolf uśmiechnął się i wprowadził ją do
pokoju, sam taktownie zostając na zewnątrz. Znajdowało się tam duże akwarium, w
którym zamiast ryb pływały druzgotki. Luna stała na drabinie i kończyła je
karmić. Bladozielone demony wodne podpływały do powierzchni, posłusznie
sięgając po rzucane glony.
— Hej — przywitała się Ginny. Jasnowłosa
dziewczyna obróciła się, a jej brwi uniosły się w górę.
— Nie byłam pewna, czy się nie
przesłyszałam — wyznała pogodnie. — Hej, Ginny! Co cię tutaj sprowadza?
— Chciałam ci osobiście podziękować za
pomoc. I akurat natrafiłam na taką książkę. Pomyślałam, że cię zainteresuje. —
Ginny sięgnęła do torby, by wyciągnąć lekturę. Teraz jej okładka miała morski
kolor, dopasowując się do barw otoczenia. Luna wzięła księgę do ręki, a jej
oczy stały się wielkie jak kafle.
— Na Merlina, jakie cudowne! Skąd ją masz?
— Nabyłam przypadkiem. Myślę, że to
unikatowa kolekcja. Oczywiście nie musisz płacić.
— Ginny, gdybyś ty wiedziała, jak Rolf się
ucieszy! — Na chwilę Luna zapomniała o urazach i uściskała koleżankę jak za
dawnych czasów. Ginny poczuła przyjemne ciepło. Pojęła, że dobrze zrobiła,
przychodząc tutaj. Od ulgi aż zaczęła ją boleć głowa. — Rolfie, chodź tutaj! Nie uwierzysz!
Mąż Luny wszedł do środka i zmierzył
niepewnym spojrzeniem obie dziewczyny. Gdy jednak zobaczył tytuł księgi w
rękach żony, zagwizdał z niedowierzania.
— Niech to dunder świśnie, od dawna
szukałem tego po wszystkich księgarniach!
— Wiem, a tymczasem Ginny to wyśledziła!
— Teraz mogę wzbogacić swoje notatki! I
twoje artykuły…
— Nawet mi nie mów, już mnie ręka świerzbi
do pisania!
Ginny słuchała tych przekrzykiwań z
leciutkim uśmiechem na ustach. Ich radość był dla niej miodem na serce, nawet
jeśli w duchu zazdrościła im tej lekkości i miłości. Jednocześnie ból głowy się nasilał. Wytrzymasz, Weasley. A jednak po chwili zrobiło jej się słabo i mdło. Znów nawiedziło ją wrażenie, że jej nogi zrobione są z waty.
Upadła na ziemię, a Scamandrowie przerwali snucie
planów.
— Ginny? — zdumiała się Luna. — Ginny!
*
Znów zakończone w takim momencie, wiem :P
Jak mówiłam, rozdział wstawiam jeszcze przed sesją. Trzymajcie się! :)
Wchodzę dzisiaj tutaj i nagle patrzę i JEST!!!!! Nowy rozdział!!! Blaise i Ginny dadzą radę uratować siebie nawzajem! Wierzę w nich! Nie mogę się doczekać co będzie dalej!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Oczarowana Magią
Dziękuję ślicznie za komentarz ^^
UsuńRównież pozdrawiam.
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko pozbędą się tego potomstwa Bogini Węży.
I te słowa Zabiniego przed jej wyjściem brzmiały jakby się martwił :).
Z niecierpliwością czekam na kolejny.
Pozdrawiam
mała gwiazdka
Dziękuję bardzo :D
UsuńNo, albo przynajmniej jakby zaczął postrzegać Ginny jako sojuszniczkę.
Pozdrawiam.
Przeczytałam dawno ale dopiero teraz komentuje.
OdpowiedzUsuńRobi się mroczno.
Naprawdę a ty zaskakujesz pod każdym względem z opowiadaniem. Biedna Ginny... ta cała klątwa. Oni naprawdę mogą umrzeć. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? No wiesz? Jesteś kobietą pozbawioną serca. jestem ciekawa czy jest szansa o tym by coś między nimi było. A przynamniej mam taką cichą nadzieję, ale nie wymagam zbyt wiele. Czekam cierpliwie. pozdrawiam.
Dziękuję za komentarz ^^ Mam nadzieję, że nie jestem aż tak okrutna, jak Ci się wydaje :P Po prostu chcę, żeby następny rozdział już z tego miejsca Was trochę zaciekawił.
UsuńNo cóż, to opowiadanie jest Blaiso-Ginny-centryczne, więc na pewno coś między nimi będzie :)
Pozdrawiam.
No w końcu rozdział.
OdpowiedzUsuńKurde no. Powoli sama zaczynam uwielbiać Zabiniego xD
Jejuu, jaki słodki gest ze strony Ginny <3 Aż mi samej zrobiło się milej na sercu, gdy podawała książkę Lunie. I ten zaciesz Luny i Ralfa <333 Jakoś nigdy nie wyobrażałam sobie ich małżeństwa, ale fanfiction są w końcu po to, żeby pokazywać coś, co jest ukryte za kurtyną. I w sumie to dzięki tobie sobie teraz wyobrazilam ich razem, i muszę stwierdzić, iż są genialni. Taka cudownie dobrana parka, na którą aż miło patrzeć. Liczę, że Ginny i Luna schowaja dawne urazy i zaczną się na powrót przyjaźnić.
Ogółem to zaczęłam się zastanawiać, jak to oni zdobędą te odchody (to będzie BARDZO przyjemne zajęcie). Już w myślach mam widok Zabiniego i Ginny skradajacych się od tyłu do naszej kochanej Wężowej Bogini i wybierających odchody :) Nie zazdroszczę.
Ooo, czyżby pierwsze poważne "kopnięcie" ze strony dzieciaczków? Biedną Ginny aż zwalilo z nóg. Choć mam nadzieję, że nic poważniejszego jej się nie stało. W końcu te pasożyty w jej brzuchu mogły dorwać się do jakiegoś narządu lub, co gorsza, umysłu.
Zdrowiej Ginny!
Pozdrawiam!
CanisPL
Dziękuję ogromnie! ^^
UsuńTeż nie spotkałam się jeszcze z przedstawieniem małżeństwa Luny i Rolfa, a przecież ta relacja ma tyle potencjału! W mojej wyobraźni zawsze byli taką zgraną, lekko zdziwaczałą parką, która dzieli wspólny świat :)
Na razie powiem, że zdobycie odchodów nie będzie ani łatwe, ani przyjemne xD
Haha kopnięcie, dobrze ujęte :P Tak, dzieciaki zaczynają się coraz bardziej rozwijać.
Pozdrawiam :)
Nie wierzę, ze miałam az trzy rozdziały do przeczytania! Ale z drugiej strony mlze to i dobrze, bo wiecej dobrego tekstu, No i bylabym znacznie nardziej zniecierpliwiona, gdybym nie miała pewnego potwierdzenia, ze scena z wanna to był tylko (albo az) sen.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, ze matka Zabiniego była az tak... okrutna? Zepsuta? Ciekawe, co ją do tego skłaniało. Czy chorowała na cos? Nie dziwie sie Blaise'owi; ze bie chciał nikomu nic mowić, choc dla własnego zdrowia powinien. Nie mozna go za to winić. No i nie potrafię nawet sobie wyobrazic, co on musiał czuc... myślę, ze następnego dnia traktował Ginny nieprzyjemnie w ramach "profilaktyki"... w końcu nigdy nikomu nic nie mowil.
Co do Ginny natomiast... mam nadzieje; ze stopniowo powróci do społeczeństwa, ze tak powiem... a dokładniej chodzi mi o rodzine i starych przyjaciół. Luna jest wspaniała i siper, ze juz odnalazła szczęście ;) mysle, ze moze i dobrze, ze Ginny zemdlała akurat w ich domu, bo pewnie uzyska jakas pomoc, jesli chodzi o dzieci Bogini Węży. Bardzo podoba mi się Twoj pomysł, masz niedarmową wyobraźnie. Ciekawi nnie, jak zdobędą te odchody... No i jakie sa działania niepożądane tego eliksiru... pewnie nie za fajne. Ale bez niego umrą Max w ciagu miesiaca, wiec wybór to jak miedzy młotem a kowadłem :D Twoje opowiadanie staje się coraz bardziej wciągające, a bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości. Nie moge doczekac sie cd. Postaram sie juz nie robic takich zaległości ;) zapraszam serdecznie na nowość na niezaleznosc-hp.blogspot.com i pozdrawiam
Bardzo dziękuję, aż mi się ciepło na sercu zrobiło! ^^ Gdy zaczynałam tę historię, bałam się, że to będzie totalne wariactwo, ale cieszę się, że udało mi się stworzyć coś oryginalnego i Was zaciekawić :)
UsuńJeśli chodzi o matkę Zabiniego to wciąż mam dylemat.. Z jednej strony taki potencjał zepsucia budzi we mnie chęć stworzenia historii tej postaci i jej motywów, z drugiej zaś strony nie chcę, żeby wyszło mi z tego usprawiedliwienie jej czynów. Poza tym niezbadane zło przedstawia się upiorniej niż wyjaśnione.
Tak, Ginny w pewien sposób uciekła od znajomych i starych wspomnień, ale rzecz w tym, żeby nie uciekać, tylko stawić im czoła.
Pozdrawiam serdecznie :)
To jest historia, do której wróciłam po latach i nie mogę się pogodzić z radością, jaką czuję na widok dwóch nowych rozdziałów ;) szaleństwo hah Na pewno poczekam jeszcze na te, które pozostały, kto wie, może znowu pojawię się za dwa lata i miło zaskoczę?
OdpowiedzUsuńPomyliłam się. Nie ma nowych rozdziałów :( więc tylko wracam do starej histori
UsuńCześć. Twój blog i to opowiadanie bardzo mi się podoba. Niestety nie ma dalszych rozdziałów.
OdpowiedzUsuń